Strony

poniedziałek, 22 października 2018

Dyniowo kolorowo


Do Dyniolandu pod Warszawą wybieraliśmy się już kilka razy. Ciągle coś wypadało, aż wreszcie tego roku zrealizowałam moje małe marzenie o pięknej polskiej jesieni i kolorowej farmie dyń. Wprawdzie w dzień, kiedy pojechaliśmy nie było słońca, a niebo przykrywały ciemne, ciężkie chmury, ale zgodnie z filozofią łapania chwili i dostosowywania się do każdej pogody czerpałam radość z melancholijnej, jesiennej aury. Poza tym różnorodność wspomnianych pękatych piękności zabarwiła to ponure październikowe popołudnie i wspaniale się komponowała z przygaszonymi już w niektórych miejscach barwami.

Natura maluje najpiękniejsze obrazy.



Dynioland (zwany przez moje dzieci Dyniolandią, a przez samych właścicieli Krainą Tysiąca Pomarańczowych Dyń) znajduje się jakieś 30 kilometrów za Warszawą, nad brzegiem Narwi, dwa kroki od Zalewu Zegrzyńskiego. Miejsce sielskie i blisko natury. Pełne uroku i dyń, które można na miejscu dotknąć, popodziwiać i oczywiście zakupić. W celach konsumpcyjnych bądź typowo dekoracyjnych (układanie martwej natury na paterach, wycinanie straszydeł na Halloween). 



Byłam zdziwiona, ile rozmaitych gatunków dyń jest uprawianych. Przy każdej odmianie znajduje się tabliczka z nazwą, krótką charakterystyką i informacjami do czego dany gatunek najlepiej się nadaje (na ciasto, zupę, do grillowania) i na co jest najzdrowszy. A dynia jest bardzo, bardzo zdrowa, o pestkach nie wspominając.



Oprócz dyń będących ciekawym punktem programu samym w sobie mamy przestrzeń idealną do biegania dla dzieci. Obok: mini zoo - kozy, gęsi i koguty. Miły zwierzyniec, a nieopodal rozstawione leżaki dla dorosłych i możliwość spróbowania dyniowej zupy, soku dyniowo-jabłkowego lub dyniowego ciasta. Bujawki, huśtawki, hamak, zjeżdżalnie, słomiane figury zwierząt są świetną atrakcją dla maluchów. Najmłodsi szaleją, a dorośli wystawiają twarze do słońca (o ile jest) i łapią chwilę relaksu.


Dla grup zorganizowanych w Dyniolandzie organizowane są przeróżne warsztaty eko-artystyczne (o ziołach, gotowaniu, decoupage'u, misternym wycinaniu wzorów w dyni czy sadzeniu roślin). Dodajmy do tego liczne aktywności i zabawy na powietrzu, choćby przeciąganie liny, słomiane labirynty i możliwość skakania po sianie, biegi z przeszkodami, strzelanie z łuków czy spacer ścieżką sensoryczną. Miejsce pełne uroku i inspiracji.


Wróciliśmy bardzo zadowoleni, a ja obiecałam sobie powrócić tam w przyszłym roku w jakiś tym razem słoneczny dzień.

A w następnych wpisach przepis na dyniowe ciasto i zapowiedziana już na Instagramie recenzja włoskiego kryminału "Łzy pajaca".

Do przeczytania!


3 komentarze:

  1. Piękna fotorelacja. Dynie są bajeczne, w kształtach, fakturach i kolorach, ale moje serce skradli Ci uroczy Chłopcy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Od lat próbuje wybrać się z rodziną na święto dyni do Wrocławskiego Ogrodu Botanicznego i zawsze coś staje na przeszkodzie.
    Ciekawie spędzony dzień, a różnorodność plonów - zachwyca!

    OdpowiedzUsuń