Strony

wtorek, 6 marca 2018

Włoska książka - 8

Cóż na to poradzę, że ostatnie moje wpisy to krótkie włoskie migawki przeplatane cyklem „Włoska książka”? Już niedługo wrócę do innych tematów, ich brak tutaj wynika tylko i wyłącznie z niedostatku dobrego światła bądź czasu na zrobienie odpowiednich zdjęć.

Tak więc dzisiaj o włoskiej Trylogii zmysłów, czyli historii skromnej Eleny i namiętnego Leonardo. Wydawca, nie inny jak Sonia Draga, po kompletnie dla mnie niezrozumiałym sukcesie Pięćdziesięciu twarzy Greya postanowił wydać podobną historię osadzoną we Włoszech.


Już samo miejsce akcji wystarcza, by włoski odpowiednik Pięćdziesięciu twarzy Greya okazał się dużo lepszy.

Irene Cao to pochodząca z Pordenone koło Wenecji absolwentka archeologii mająca za sobą liczne doświadczenia w pracy jako redaktor kobiecych czasopism. Jej pióro, dużo dużo sprawniejsze i dojrzalsze od pióra autorki Greya kreśli przed nami wyraziste postacie i wątki. Schemat oczywiście się powtarza - mamy więc przystojnego, namiętnego mężczyznę-mistrza kuchni z mroczą przeszłością, który „nie bawi się w dziewczyny”, mamy nieśmiałą i niewinną Elenę-konserwatora sztuki, a wreszcie mamy Wenecję, Rzym i Sycylię - dozowane stopniowo, bo odpowiednio w pierwszej, drugiej oraz trzeciej części (Widzę cię, Słyszę cię, Pragnę cię).

Połączenie pożądania, opisów malowniczych miejsc we Włoszech i włoskiej kuchni oraz sztuki jest wprost wymarzonym punktem wyjścia do studium namiętności.

Boom na tego typu erotyczne powieści tłumaczyć można faktem, że przedtem brakowało tego typu literatury. Mamy więc erotyzm, namiętność, tajemnicę, a to wszystko w Italii. Jaki inny kraj nadaje się lepiej do tego typu powieści? W końcu słynny Casanova pochodził z Włoch.

Nie zdradzę, jak powieść się kończy. W mojej opinii zdaje egzamin w swoim gatunku i jeśli ktoś ma ochotę na odrobinę pikanterii, erotyk, dramat i romans w jednym, można raz przeczytać, czemu nie.
Podsumowując:

Raczej dla  czytelniczek niż czytelników.
W pierwszym tomie wyraźnie czuć miłość autorki do Wenecji. Mogła ona zamieścić jeszcze więcej opisów miasta i dzieł sztuki - zarówno w pierwszej, jak i w pozostałych częściach, ale w końcu nie o tym jest książka. Choć namiętność, sztuka i kuchnia to połączenie doskonałe.
Znajdziecie tu studium rodzącego się pożądania, odkrywania własnej cielesności i nieuświadomionych instynktów, ale i miłości.
Jeśli tego typu powieści mają budzić zmysły, to tylko we włoskiej scenerii. Albo przy lampkach - czerwonego wina i tej dającej przytłumione światło wieczorową porą.

Do przeczytania.