Strony

piątek, 4 stycznia 2019

Nowy początek


Nie, nie będę pisać o Nowym Roku, jakby wskazywał tytuł. Taki wpis oczywiście pojawi się jako następny, przecież Nowy Rok jest dla nas w jakimś stopniu nowym początkiem, a pusty, niezapisany jeszcze nowiutki kalendarz zdaje się wołać do nas i zachęcać do nowych planów, realizacji postanowień i tworzenia przez kolejne 12 miesięcy lepszej wersji siebie. O tym niebawem.

Uwierzycie, że zmieniła nam się data i dzisiaj już pierwszy piątek stycznia? Czy tylko ja tak mam, że potrzebuję trochę czasu, zanim ręka przestanie pisać datę 2018? 

Tyle miałam w sobie pomysłów, tekstów o Włoszech, motywacji, inspiracji książkowych. Miałam fotografować tę naszą codzienność i pisać o pięknych chwilach, jakie były naszym udziałem. Były przecież pierniczki, bajkowa choinka, śledzie z przepisów Agnieszki Maciąg. Były ciepło, bliskość, zatrzymanie, zaduma i wspólne kolędowanie przy akompaniamencie skrzypiec i pianina (mój Dziadek i moja Mama). Były fajne aktywności w listopadzie, o których miałam pisać.

Jak to jednak często bywa, życie weryfikuje nasze plany i często kieruje nas na inną ścieżkę, niż ta wybrana przez nas.

29 listopada po długiej chorobie zmarł mój Dziadek. Ten drugi, nie wspomniany wyżej grający na skrzypcach w Wigilię.

Kiedy odszedł, poczułam się, jakbym straciła nagle jakąś cząstkę siebie. Mój świat rozpadł się ma małe kawałeczki i zdawało się, że już nigdy nie będzie taki jak dotychczas.

Kiedy odchodzi ktoś z naszych Bliskich, kiedy widzimy, jak powoli gaśnie, a życie dookoła toczy się dalej - doznajemy poniekąd szoku. Jak to?! Ludzie tak zwyczajnie jak zawsze chodzą do pracy, na zakupy, snują swoje plany i marzenia, przeżywają własne szczęścia i smutki. Wszystko biegnie swoim naturalnym rytmem. Tymczasem my doznajemy szoku, że wszystko wygląda tak normalnie - jak to możliwe, skoro my tuż obok przeżywamy naszą tragedię, ból i żal niczym falę tsunami albo trzęsienie ziemi? 

Dla nas coś się nieodwracalnie kończy i właśnie ta nieodwracalność tak nami wstrząsa. Musimy przepracować to nasze cierpienie, doświadczyć dogłębnie, dać sobie czas na żałobę - dopiero wtedy doświadczenie śmierci nas zmienia, wzbogaca i wzmacnia. 

Bo jeżeli śmierć naszych Bliskich może nas czegoś nauczyć, to tego, że na tym świecie nie liczy się nic poza miłością.

Nasz obezwładniający ból jest jednocześnie uświadomieniem sobie siły naszej miłości. Stajemy się lepsi, choć najpierw musimy wycierpieć. Ale dzięki doświadczeniu namacalności i nieuchronności śmierci zaczynamy bardziej doceniać nasz czas na ziemi dany nam tylko raz - tu i teraz. Przecież my też kiedyś odejdziemy, nasz czas dobiegnie kiedyś końca.

Każda żałoba, każda śmierć kogoś z naszych Bliskich zmienia nas. Zostawia pustkę w sercu, wypaloną bólem dziurę. To co jakiś czas powraca, nawet kiedy mądrzy mówią, że "czas leczy rany".

Śmierć zmienia. Ważne, by się jej nie poddać, nie dać się pogrążyć ciemnościom rozpaczy, ale po przejściu pewnego etapu wyjść z tego doświadczenia wzmocnionym. Wzmocnionym wiarą, nadzieją. Wzmocnionym współcierpieniem. 

Ale przede wszystkim WZMOCNIONYM MIŁOŚCIĄ.

Moja żałoba zmieniła mnie, wzmocniła i dała więcej wiary. Wiary w to, że śmierć nie jest końcem, a dopiero początkiem. Teraz nie myślę o śmierci - myślę o życiu. O Dziadku żyjącym, śmiejącym się. Zamiast rozpaczy wpuszczam do moich myśli wspomnienia. I światło. Wiarę i przeświadczenie, że to nie koniec, choć tak nam się często wydaje.

Tyle jest pięknych tekstów niosących nam pocieszenie. I nie mam tu na myśli oczywistości, jaką jest Biblia.

"Tej nocy nie zauważyłem, kiedy wyruszył w drogę. Wymknął się bezszelestnie. Gdy udało mi się go dogonić, szedł zdecydowanym krokiem. Powiedział mi tylko:


- Ach, jesteś tu...
Wziął mnie za rękę. Jeszcze się niepokoił:
- Nie masz racji. Będzie ci przykro. Będę robić wrażenie umarłego, a to nie będzie prawda.
Milczałem.
- Rozumiesz. To bardzo daleko. Nie mogę zabrać ze sobą tego ciała. Jest za ciężkie.
Milczałem.
- To będzie jak stara, porzucona łupina.
W starych łupinach nie ma nic strasznego."

Antoine de Saint Exupery „Mały książę".

Śmierć nie jest końcem wszystkiego… 
Przeszedłem tylko do sąsiedniego pokoju. 
Nadal jestem sobą… 
I dla siebie jesteśmy tym samym, czym byliśmy przedtem… 
Zatem nazywaj mnie jak zawsze… 
Nie zmieniaj tonu głosu, nie rób poważnej i smutnej miny…
Śmiej się tak, jak dawniej robiliśmy to razem…
Uśmiechaj się, myśl o mnie,
módl się za mnie… 
Niech moje imię będzie wciąż wymawiane…
Ale tak, jak było zawsze, zwyczajnie i bez oznak zmieszania…
Życie przecież oznacza to samo, co przedtem,
Jest tym samym, czym zawsze było…
Żadna nić nie została przerwana… 
Dlaczego więc miałbym być nieobecny w twoich myślach,
Tylko, dlatego, że nie możesz mnie zobaczyć?
Czekam na Ciebie bardzo blisko…
Tuż-tuż…
Po drugiej stronie progu…
Widzisz? Wszystko jest dobrze.


Anonimowy poeta francuski (według niektórych Charles Pegny)
Ci co odchodzą
Wciąż z nami są. 
I żyją sobie 
Obok nas. 

Patrzą z miłością 
Na nasze dni 
Czasem się śmieją 
Przez łzy. 


Co tu jest jawą, co snem, 
Kto tu istnieje, kto nie.
A może nas, tu nie ma nas,
A oni są. 

Co tu jest prawdą, co nie,
Po której stronie jest sens
Bo jeśli tam, po co jest 
Ten nasz świat
Ci, co odchodzą 
Wciąż z nami są. 
Czujesz ich pomoc, 
Gdy jest źle. 
Więc gdy z ciemnością
Rozmawiasz, to... 

Oni Cię widzą, 
Oni są. 



Ryszard Rynkowski "Jawa"
Bardzo często kiedy zapalam świece, posyłam w myślach dobre intencje zmarłym Bliskim. Wierzę, że modlitwa i dobra energia dociera do nich na Drugą Stronę Tęczy....Bo śmierć to nie koniec, to Nowy Początek.


Polecam Wam książkę autorstwa Johna Burke "Zobaczyć niebo. Historie prawdziwe". To relacje ludzi z różnych stron świata, różnych zawodów i kultur.  Sceptyków, naukowców o bardzo racjonalnym do tej pory podejściu do kwestii śmierci. Poczytajcie ich relacje o niebie, które dane im było zobaczyć podczas doświadczeń z pogranicza śmierci. Uderza podobieństwo tych relacji i opisy pokrywające się z tymi w Biblii. Robią wrażenie relacje malutkich dzieci. Książka niesie pocieszenie i ukojenie, wiarę w to, że śmierć nie jest końcem, a dopiero początkiem nowego, lepszego życia.

Gdybyście chcieli poczytać więcej, zadumać się trochę nad wiecznością, dorzucę jeszcze kilka tytułów:
  • Johannes Michels "Z wizytą w niebie"
  • Patricia Darre "Głosy z wieczności. Zmarli czuwają nad nami"
  • Trudy Harris "Przebłyski nieba"
  • Annie Kagan "Życie po życiu Billy'ego Fingersa"
  • Raymond Moody "Życie po życiu"
  • Alexander Eben "Dowód"
  • Jacoby Bernard "Drogi nieśmiertelności"

Życzę Wam samych wspaniałych chwil w 2019 roku i wspaniałego wykorzystywania czasu tak, abyście za rok w grudniu szczerze powiedzieli sami sobie - to było piękne 365 dni.


5 komentarzy:

  1. Ściskam Cię mocno ❤ pięknie ujęłaś ten trudny i bolesny temat. Mnie po śmierci mojej Mamy pomogły książki Księdza Kaczkowskiego, Ojca Witko i Chata.

    Wracaj do nas z wpisami. Uwielbiam Cię czytac 😍 Niech ten rok bedzie dobrocią dla nas wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściskam również i zapisuję sobie wspomniane przez Ciebie książki do listy. A Chata to chyba film? Coś o tym słyszałam, pędzę sprawdzić, dziękuję 😘😀

      Usuń
    2. Chata książka. Filmu nie oglądałam. Książkę polecam gorąco.

      Usuń
  2. Wiem jak boli taka strata. Mam za sobą kilka znaczących pożegnań, a każde z nich napełnia mnie ufnością, że nasze jestestwo nie kończy się na ziemi.
    Ba! wierzę w to, że śmierć bliskich potrzebna jest nam, do nabrania dystansu, przewartościowania wielu spraw.
    Do spisu książek (niektóre tytuły doskonale znam) dopisałabym jeszcze ,,Niebo istnieje naprawdę,,
    Pozdrawiam Noworocznie i czekam na kolejne posty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie Kochanie !
    Ja tylko dorzucę słowa Agnieszki Osieckiej :

    "Płyń z tamtym mężczyzną
    W górę rzek,
    Kiedy mnie już nie będzie,
    Znajdźcie polanę,
    Smukłą sosnę i brzeg -
    Zróbcie sobie miejsce...
    A mnie wspominaj czule,
    Że mało tak się śniłem,
    A przecież byłem... no przecież byłem..."

    OdpowiedzUsuń