Strony

niedziela, 17 września 2017

Jesień idzie, nie ma na to rady

Raz staruszek, spacerując w lesie,
Ujrzał listek przywiędły i blady
I pomyślał: - Znowu idzie jesień,
Jesień idzie, nie ma na to rady!
I podreptał do chaty po dróżce,
I oznajmił, stanąwszy przed chatą,
Swojej żonie, tak samo staruszce:
- Jesień idzie, nie ma rady na to!
A staruszka zmartwiła się szczerze,
Zamachnęła rękami obiema:
- Musisz zacząć chodzić w pulowerze.
Jesień idzie, rady na to nie ma!
Może zrobić się chłodno już jutro
Lub pojutrze, a może za tydzień
Trzeba będzie wyjąć z kufra futro,
Nie ma rady. Jesień, jesień idzie!
A był sierpień. Pogoda prześliczna.
Wszystko w złocie trwało i w zieleni,
Prócz staruszków nikt chyba nie myślał
O mającej nastąpić jesieni.
Ale cóż, oni żyli najdłużej.
Mieli swoje staruszkowie zasady
I wiedzieli, że prędzej czy później
Jesień przyjdzie. Nie ma na to rady.

Andrzej Waligórski "Jesień idzie"


Znowu mamy jesień. To znaczy tę kalendarzową będziemy mieli za kilka dni. Tę w powietrzu czuję już od końca sierpnia. Ostatnio byłam z synkiem na spacerze, by pozbierać do wiaderka pierwsze kasztany. Wyjęłam ponczo. Do łask wróciły rozgrzewające herbatki. I w tej całej pogodowej zmianie, szarych, coraz krótszych dniach, których niestety jeszcze wiele przed nami, dostrzegłam całą listę rzeczy, za które jeśli nie kocham, to przynajmniej lubię jesień i dzięki którym co roku udaje mi się ją obłaskawić na nowo. 

To wspomniane wyżej poncza, ciepłe swetry. Kawa i herbata, które nabierają innego smaku. Świece zapachowe. Czytane w domowym ciepełku książki i ciemne wieczory, które niewątpliwie bardziej niż te letnie sprzyjają lekturze lub dobrym filmom przy misce popcornu lub szklance grzańca. Zapach palonych liści. Refleksje o przemijaniu. Halloween i Wszystkich Świętych. Mogłabym tak długo wymieniać. Pewnie będę o tym pisać, by przypominać sobie i Wam, że nawet ta szara jesienna pora może mieć w sobie dużo piękna.

Ostatnio mam mniej czasu na blog. Intensywny tydzień pracy, a potem wyciskanie z weekendów, ile tylko się da wycisnąć. Jakiś czas temu wygrałam na blogu Kamili bilety do Magicznych Ogrodów w Trzciankach (gmina Janowiec). Ponieważ miesiące wakacyjne zleciały nie wiadomo kiedy, pojechaliśmy tam dopiero teraz we wrześniu. Pusto i ze swobodnym dostępem do atrakcji. Jednocześnie pochmurno, chłodno i momentami wietrznie. Coś za coś. 

Nie będę rozpisywać się o tym miejscu. Kamila zrobiła to wspaniale, więc po co powielać. Zdjęć nie mamy dużo, bo dobrego światła było tyle co nic i nie wyszły ładne. Magiczne Ogrody polecam dla dzieci w wieku 1,5-8 lat (starsze mogą się już trochę nudzić, choć zależy oczywiście od dziecka) i dla dorosłych pragnących powrócić do czasów dzieciństwa. 

Bulwiaki, skrzaty, wróżki, małe domki, krasnoludy i inne czarodziejskie postacie. Wiele animacji dla najmłodszych (pewnie dużo więcej atrakcji i punktów gastronomiczncyh dostępnych jest w sezonie, bo teraz wiele miejsc było już zwyczajnie zamkniętych). Gigantyczna zjeżdżalnia, wielkie klocki do budowy, ciuchcia, huśtawki, trampoliny i smoki. Zamek wróżek i marchewkowe pole. O śpiewających drzewach niczym z Tolkiena czy możliwości popłynięcia tratwą nie wspominając. 

Zajrzyjcie koniecznie do fotorelacji Kamili i wybierzcie się do Magicznych Ogrodów z dziećmi wiosną lub latem. Najlepiej w tygodniu, by uniknąć tłumów. My na pewno tam wrócimy, kiedy młodszy synek podrośnie. Starszy synek naprawdę przeżywał zwiedzanie, sam szukał poszczególnych atrakcji na otrzymanej przy wejściu mapie - w parku rozrywki czuł się jak na ogromnym bajkowym placu zabaw. 


Kamilo, jeśli to przeczytasz - dziękuję za możliwość dowiedzenia się przez Twojego bloga o tym miejscu. O wygranej nie wspominając, bo tego w ogóle się nie spodziewałam! Na pewno tam jeszcze wrócimy! Sama poczułam się jak dziecko i dla takich chwil warto tam pojechać. Jedyne, czego żałuję, to brak słońca w tym dniu i kiepskie foto-wspomnienia. Ale nadrobimy w swoim czasie.

Magiczne Ogrody są dwa kroki od Kazimierza Dolnego, w związku z tym polecam przeprawę promem przez Wisłę - stamtąd mamy zaledwie 6 kilometrów do Kazimierza. Było pochmurno, zdjęcia wyszły kiepskie, ale złapaliśmy atmosferę po sezonie - pusto i refleksyjnie. 

Stare mury, mnóstwo urokliwych lokali, atmosfera artystów, dzieje Kazimierza nierozłącznie związane z ludnością żydowską. Nastrojowe uliczki i fasady domów. Obrazy godne uwagi, zatrzymania i kontemplacji. Stragany ze słynnymi chlebowymi kogutami-symbolami miasta (ciekawa legenda skąd się wziął kazimierski kogut) i wyrobami z drewna. Oryginalne lokalne persony na rynku. Jedyny taki koloryt.


Podobnie jak do Magicznych Ogrodów, tak i tu wrócimy - chwilowo mały brzdąc jest tak mobilny, że nie dane nam było usiąść spokojnie na rynku i spokojnie wypić kawy. Górę Trzech Krzyży i inne atrakcje zostawiamy zatem na następny raz. Pozostawiam Was z kilkoma migawkami pochmurnego, pustego Kazimierza. A sobie obiecuję poczytać trochę o jego historii przed następną, dłuższą już wizytą.


Czekam na słońce, bo mam już gotowe kilka wpisów, ale nie ma kiedy zrobić dobrych zdjęć przy pochmurnej aurze. Skorzystamy jeszcze z polskiej złotej jesieni, mam nadzieję.

Obłaskawiajcie na swój własny sprawdzony sposób jesień i powitajcie ją z mądrością i spokojem staruszków wspomnianych w wierszu. Bo "jesień idzie, nie ma na to rady!" A skoro nie ma rady, to po co narzekać. Trzeba docenić tę naszą polską zmienność pór roku i czerpać z niej to, co sezonowo najlepsze.

1 komentarz:

  1. Z wiekiem jesień jest mi coraz bliższa.
    Ciesze się że wycieczka się udała, pomimo braku słońca. Kazimierz miło wspominam, a widziany Twoimi oczyma dodatkowo przywołuje ten niecodzienny klimat.
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń