Tak już mam, że wraz z nastaniem jesieni wracam do czytania literatury grozy i do oglądania horrorów. Kiedyś pisałam o tym tutaj. Nastrój za oknem potęguje odczuwany przez nas strach: ciemne deszczowe wieczory, spadające z drzew liście, święto zmarłych, cała ta otoczka Halloween, refleksje nad śmiercią, przemijaniem i szybko zapadający zmrok – wszystko to sprzyja odrobinę perwersyjnej ochocie na kontrolowany lęk.
Dziś przedstawię Wam kilka tytułów, z którymi warto się zapoznać/ przypomnieć sobie (pod warunkiem oczywiście, że lubicie takie klimaty, bo przecież nic na siłę – groza wcale nie musi odpowiadać Waszym kubkom smakowym). Część z poniższych tytułów już znam, część czeka na swoją kolej do zapoznania się w drugiej połowie października i w listopadzie. Cieszę się, że to książki polskich autorów.
Książki.
Piotr Kulpa. Trylogia „Pan na Wisiołach". Mroczne siedlisko. Krzyk Mandragory.Trzeba to zabić.
Wiem wiem, nie ocenia się książek po okładkach, ale przyznacie, że te naprawdę robią wrażenie. Do kupna przekonała mnie niezawodna księgarnia Dedalus, gdzie trzy tomy zakupiłam w cenie jednego. Duszący, gęsty od strachu klimat wsi na odludziu, do której przeprowadza się rodzina Smutów. Wisioły to miejsce niemal na końcu świata, gdzieś na pograniczu realności. Niepokojący sąsiedzi, dziwne zdarzenia i zachowania, wątki kryminalne, mroczne wierzenia i zabobony. Opinie czytelników o trylogii sprawiły, że i ja nabrałam ochoty na zanurzenie się w tym świecie i realne odczucie grozy. Zobaczymy.
Piotr Kulpa. „T.T.”. „Co widzisz, co się zda – jak sen we śnie jeno trwa.”
To książka zawiła, nieoczywista, intrygująca. Pełna mroku i szaleństwa, schizofrenicznych klimatów. Bohater książki, Paweł Lupka przechodzi kryzys wiek średniego. Dręczony koszmarnym snem wyjeżdża do Piotrkowa i rozpoczyna tam pracę w bursie i w pobliskim liceum.
Senne widziadła, klimat jak z Alicji w krainie Czarów. Co znajdziemy po drugiej stronie lustra? Kim są tajemnicze bliźniaki Tomek i Tymek ? Czy dzieci mogą być z natury złe? Inicjały „T.T.” przywołują na myśl bliźniaki Tidinka i Tadanka - dwóch braci zbaczających na ścieżkę zła.
Nic tu nie jest oczywiste, a autor zabiera nas w świat rodem z sennego koszmaru pełnego dziwnych, niepokojących zakamarków ludzkiego umysłu. Biorę się do czytania i jestem ciekawa klimatu książki.
Carla Mori. „Kostuszka”.
Historia ośmioletniej dziewczynki Konstancji, zwanej przez rodziców Kostuszką, której matka zostaje zamordowana przez włamywacza, a ojciec oskarżony o zabicie żony i aresztowany. Po tych tragicznych wydarzeniach dziewczynka zostaje oddana pod opiekę despotycznej babki i ciotki. I tu zaczyna się prawdziwy koszmar.
Miejsce akcji nie bez przyczyny zostało osadzone w Częstochowie – książka jest krytyką fałszywej bogobojności zgodnie z powiedzeniem „klęczy pod figurą, a diabła ma za skórą”. Jest również świetnym studium patologii i przemocy. Daje do myślenia. Do tego dodajmy wątek paranormalny i nawiązania do mitologii słowiańskiej.
Dziecięca wyliczanka O sroczce co kaszkę warzyła potęguje niepokój. Dla mnie majstersztyk. Warto. I klimatyczna okładka autorstwa Dariusza Kocurka. Dodam, że Carla Mori to jak najbardziej polska pisarka tworząca pod pseudonimem. Mam nadzieję, że napisze w przyszłości równie dobre książki.
Krzysztof A.Zajas „Oszpicyn”.
Oszpicyn (Oshpitzin) - tak oświęcimscy Żydzi nazywali swoje miasto. Niewiele na ten temat znalazłam.
Bohaterem jej młody dziennikarz Wojciech Jaromin. W mieście zaczynają się dziać niepokojące rzeczy – ludzie giną w makabrycznych okolicznościach, rośnie agresja, szczury atakują mieszkańców, dzieci zamieniają się w bezlitosnych morderców, a wszyscy zdają się być opętani poszukiwaniem złota, które ponoć zakopali w ziemi Żydzi, by je potem odzyskać wychodząc z obozu na wolność. Wiadomo, historia okazała się okrutna i w oświęcimskim obozie zginął ponad milion Żydów. Jednak ich duchy nadal się tam unoszą i wreszcie powracają, by domagać się sprawiedliwości. „Wszystko się łączy” – szepcze matka bohatera i nie chce powiedzieć nic więcej.
Bohaterem jej młody dziennikarz Wojciech Jaromin. W mieście zaczynają się dziać niepokojące rzeczy – ludzie giną w makabrycznych okolicznościach, rośnie agresja, szczury atakują mieszkańców, dzieci zamieniają się w bezlitosnych morderców, a wszyscy zdają się być opętani poszukiwaniem złota, które ponoć zakopali w ziemi Żydzi, by je potem odzyskać wychodząc z obozu na wolność. Wiadomo, historia okazała się okrutna i w oświęcimskim obozie zginął ponad milion Żydów. Jednak ich duchy nadal się tam unoszą i wreszcie powracają, by domagać się sprawiedliwości. „Wszystko się łączy” – szepcze matka bohatera i nie chce powiedzieć nic więcej.
Połączenie mrocznego horroru z historią zagłady było dość ryzykownym posunięciem autora, ale według mnie bardzo udanym. Bo każdy dobry horror czy powieść grozy ma drugie dno – porusza różne kwestie: zła w człowieku, przyszłości naszej planety, chorób psychicznych takich jak schizofrenia, czy bolesnej przeszłości i brzemienia pokoleń oraz winy i odkupienia, jak to ma miejsce w tej powieści.
Oszpicyn to powieść o szukaniu sprawiedliwości, rozliczaniu z dawnych win. To głośny krzyk o tym, by pamiętać o ludobójstwie i obozach koncentracyjnych, o ich ofiarach. Bogata w wydarzenia, wielowątkowa, wielowarstwowa fabuła nie pozostawi Was obojętnymi. Książka to typowy thriller/horror zawierający jednocześnie w sobie elementy powieści obyczajowej, liczne wątki historyczne oraz społeczne i psychologiczne.
Wartościowe horrory są jak karczoch – pod dosłownymi opisami strasznych wydarzeń ukryte są kolejne warstwy, poruszane inne ważne kwestie. Trzeba tylko do nich dotrzeć. Polecam.
Wartościowe horrory są jak karczoch – pod dosłownymi opisami strasznych wydarzeń ukryte są kolejne warstwy, poruszane inne ważne kwestie. Trzeba tylko do nich dotrzeć. Polecam.
Andrzej Wardziak. „Siódma dusza”.
To historia pięciorga młodych ludzi, którzy spotykają się na piątkowej imprezie w pewnym wiekowym domu na odludziu. To dom należący do rodziców głównego bohatera - Marcina, posiadłość odziedziczyli po tragicznie zmarłym wuju Antonim. Nie jest to jednak, jak można się spodziewać zwykły dom. Jesteśmy świadkami dziwnych niewytłumaczalnych zjawisk. Jeden z bohaterów prawie śmiertelnie się okalecza szkłem z rozbitego lustra (co takiego strasznego w nim zobaczył?) Wydaje się, że bohaterowie nie są sami, a w nawiedzonej willi-pułapce młodzi ludzie odkrywają ukryty pokój służący do nawiązywania kontaktu z zaświatami.
Mroczny klimat. Atmosfera osaczenia i dawna, niemal mistyczna tajemnica. Mgła, która sprawia, że nasi bohaterowie zapętlają się w przestrzeni i nie są w stanie opuścić terenu upiornej posiadłości. Amok i halucynacje. Do tego gęsty las i mroczne jezioro. Dobra rozrywka i zabawa na kilka jesiennych wieczorów w klimacie idealnie współgrającym z nadchodzącym Halloween. Zwłaszcza, że akcja dzieje się w październiku właśnie, w leśnym odludziu w okolicach Serocka, więc realia jak najbardziej polskie.
Zapaliłam świeczki i miło spędziłam trzy październikowe wieczory przy lekturze. Otaczający las i atmosfera narastającego zagrożenia robią wrażenie. Niemal czuje się "to coś", co depcze nam po piętach. Do tego niepokojąca okładka wspomnianego już Dariusza Kocurka, za którą otrzymał nagrodę okładki 2015 roku.
Jeśli chcecie poczuć dreszczyk i zobaczyć, jak autor zaskakuje czytelnika i umiejętnie buduje napięcie oraz opisuje rozkręcającą się panikę i szaleństwo w umysłach bohaterów, szczerze polecam. Typowa książka dla miłośników powieści grozy i horrorów klasy B. W tej klasie książka Was nie zawiedzie. Tylko nie czytajcie jej w nocy będąc w domu sami.
Edgar Allan Poe. Opowiadania. Tego pana chyba nie muszę przedstawiać. Lubię wracać do jego opowiadań i czuć ten jedyny w swoim rodzaju klimat.
„Tyle teraz horrorów i filmików w sieci obracających świat duchów w żart, że ludzie już przestali w nie wierzyć. Nie tylko wierzyć w duchy, ale i Boga, i we wszystko inne. Przestali wierzyć w zjawiska paranormalne, w demony, w cokolwiek, co wydarza się poza monitorem komputera czy telewizyjnym ekranem, w cokolwiek, czego nie da się „polubić”, lub do czego nie da się przesłać linka znajomemu. I na tym właśnie polegał sukces tej drugiej, ciemnej strony mocy.” - Andrzej Wardziak
"Te potwory, duchy jeżdżące windami - to tylko pretekst. Prawdziwy horror to człowiek i jego niezgłębiona ciemna dusza".
"Pisarz tworzący powieści grozy to taki pisarz, który pod pretekstem pewnego gatunku próbuje przemycić poważniejsze prawdy. Czytelnik lubi się bać, ale w strachu powinien znaleźć coś, co każe mu się zastanowić, sięgnąć gdzieś do trzewi".
Krzysztof A. Zajas.
Filmy.
Skoro książki, to i filmy w klimacie muszą być. Tym razem wybrałam sześć tytułów. Nie są to może nowości, ale fajnie je obejrzeć w ramach Halloween, najlepiej przy świetle świec z miską popcornu i nieodłącznym kakao z piankami.
Dziecko Rosemary. Klasyk Polańskiego z 1968 roku.
Główna bohaterka (w tej roli niezapomniana Mia Farrow) jest w ciąży. Czy tytułowe dziecko, którego się spodziewa, faktyczne jest pomiotem szatana? Studium choroby psychicznej / opętania. Do widza należy interpretacja. Niesamowity klimat gwarantowany.
Misery. Film z 1990 roku, oparty na kanwie powieści Stephena Kinga.
Najlepsza Kathy Bates. Znany powieściopisarz ulega wypadkowi samochodowemu. Z pomocą przychodzi mu Annie Wilkes, jego wierna czytelniczka, która mieszka w okolicy. W środku zimy, unieruchomiony w domu na odludziu pisarz jest zdany na opiekę kobiety, która okazuje się być niebezpieczną psychopatką.
Jako w piekle tak i na ziemi. 2014.
Film w stylu Tragedii na przełęczy Diatłowa i Czarnobyla - filmy, o których wspominałam. Znowu mamy grupę studentów pragnących zorganizować wyprawę w miejsce otoczone aurą tajemnicy. Tym razem są to ciągnące się kilometrami pod Paryżem podziemia. Sieć wąskich i ciasnych tuneli, sterty ludzkich kości, tajemnicze legendy o ukrytym kamieniu filozoficznym. Do tego maszkara w kapturze, dziwne nagrobki, legenda o wrotach piekieł są niemal jak wędrówka po kręgach piekieł Boskiej Komedii Dantego. Klaustrofobiczny klimat osaczenia - słowem napięcie trzymające do końca. Komu z grupy uda się wyjść cało z podziemnego labiryntu tuneli? Kto przeżyje? Typowe kręcenie kamerą z ręki (tak zwana stylistyka found footage) i miejskie legendy Paryża. Emocje gwarantowane.
Wzgórza mają oczy. 2006.
Udany remake filmu z 1977 roku. Rodzina Carterów wyjeżdża camperem na urlop po Ameryce, a dokładniej po pustynnych rejonach kraju. Tankując na stacji benzynowej wdają się w pogawędkę z pracownikiem stacji i zgodnie z jego sugestią skracają sobie dalszą trasę jadąc wskazaną przez niego drogą. To był zdecydowanie zły pomysł. Auto łapie gumę, ojciec i syn rozdzielają się, aby szukać pomocy na odludziu, a pozostali członkowie rodziny zostają na miejscu ciesząc się pięknymi widokami i czekając na powrót mężczyzn. Jednak kiedy nastaje noc, rozpętuje się piekło… Okazuje się, że nie są sami, a w okolicy mieszkają zdeformowani kanibale-mutanty.
Mocny, lepszy od pierwowzoru, z krwawymi scenami wbijającymi w fotel. Miasteczko zniekształconych ludzi robi wrażenie. Podobnie jak ich historia."Wasi ludzie kazali naszym rodzinom opuścić swoje miasto. Zniszczyliście nasze domy. Zeszliśmy do kopalń. Spuściliście swoje bomby i zmieniliście wszystko w pył. To dzięki wam tacy jesteśmy”. Tak mówi w jednej ze scen zdeformowany.
Okrucieństwo i efekty specjalne to jedno. Ostrzeżenie przed niszczeniem środowiska, eksperymentami z bronią atomową i igraniem z naturą to drugi, nie wiem, czy nie ważniejszy aspekt filmu. Bo jak to często w tego typu filmach bywa, fabuła ma ukryte znaczenie, coś ważnego do przekazania. Strach jest dobrym nośnikiem szerszej wizji. To ma miejsce również w tym filmie
Autopsja Jane Doe. 2016.
W domu na odludziu policja znajduje zwłoki zmasakrowanej rodziny, a w piwnicy pogrzebane ciało młodej dziewczyny. Denatka o nieznanej tożsamości trafia do kostnicy, w której pracuje koroner i jego syn. Próbują oni rozwikłać zagadkę śmierci kobiety. Wtedy rozpętuje się piekło. Kim była dziewczyna? Czarownicą? Czy miała coś wspólnego z siłami nieczystymi? Jakie znaczenie mają ślady obrzędów rytualnych znajdujące na ciele Jane (tak nazwali dziewczynę)?
Patolodzy sądowi muszą skonfrontować się z prawdziwym koszmarem. Straszny klimat podziemnego prosektorium, stara psująca się winda służąca do transportu zwłok, szalejąca na zewnątrz burza, awaria prądu. Do tego powtarzająca się niepokojąca dziecięca piosenka i złowieszcze dźwięki dochodzące z ciemnego korytarza. Brrrrrr….!
Wcielenie. 2016.
Naukowiec, który posiadł umiejętność wnikania w podświadomość umysłów osób opętanych podejmuje próbę ratowania opętanego chłopca. Do tego Watykan, kwestia innego spojrzenia na egzorcyzmy i ciekawie poprowadzony scenariusz. To bardziej thriller, niż horror, ale szczerze polecam. Niektórzy widzą w nim podobieństwo do filmu Incepcja i mają w tym sporo racji.
To jak, na co z tego menu się skusicie?
Mrok jesieni jest nam potrzebny, by docenić światło i grudniową świąteczną radość. Pod studium zła kryją się często ważne dla nas przesłania. Bo pobać się w sposób kontrolowany jest fajnie, a wyciągnąć wnioski z tych strachów jeszcze lepiej. Pamiętajcie o tym oglądając horror bądź czytając coś z literatury grozy w ciemny jesienny wieczór.
Witaj, Kochana!
OdpowiedzUsuńPoe czytałam, ale chyba do niego bym nie wróciła, dobrowolnie :) Ten typ literatury to nie są moje czytelnicze klimaty... Obecnie czytam Tokarczuk - przypominam sobie czasy studiów i już wiem, że nie zachwyci mnie, nawet po kilku latach...
Ja akurat lubię się pobać, ale rozumiem, że nie każdemu to pasuje. Tokarczuk jeszcze nic nie czytałam, pewnie się wreszcie skuszę na fali Nobla, ale żeby specjalnie mnie ciągnęło, to nie powiem. Jakoś tak czuję podskórnie, że to nie mój klimat. Aby się o tym przekonać, na pewno pożyczę coś wkrótce z biblioteki jej autorstwa. W każdym razie nic na siłę, nawet jeśli to literacki Nobel. Ważne przecież, by czytać książki zgodnie z tym, co nam w sercu i duszy gra. Serdeczności :-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń