Ktoś, kto wymyślił rzekomo włoskie przysłowie "Chi va piano, va sano e va lontano" z pewnością Włochem nie był. "Kto jedzie powoli, dojedzie cało i zdrowo do celu".
Patrząc na kierowców-Włochów odnosi się wrażenie, że każdy z nich to mistrz kierownicy ścigający się na torze. Ostatnio oglądałam po raz już nie wiem który film " Pod słońcem Toskanii". Pada tam moje ulubione zdanie mówiące o tym, że we Włoszech zielone światło znaczy "avanti"- jedziemy, żółte jest ozdobą, a czerwone sugestią (!).
Kiedy byłam z moim mężem na Sycylii, pełna obaw, ale i adrenaliny patrzyłam, jak wypożycza nowego Fiata 500. Odważył się wsiąść za kółko i wyjechać na sycylijską drogę. Bravo lui! Przyznaję - było to nie lada wyzwanie. Il meridionale alla guida - si salvi chi puo! - Południowiec za kółkiem - ratuj się kto może!
Zanim wyruszyliśmy w drogę do Palermo, powiedziano nam, że na kontynencie kierowcy jeżdżą po prawej stronie, na Wyspach po lewej, na Sycylii natomiast jeździ się po tej stronie, gdzie jest cień. Przeżyliśmy, wróciliśmy bez uszczerbku na zdrowiu psychicznym czy fizycznym, nawet udzieliło nam się z czasem wyścigowe nastawienie Siciliani.
Faktem jest, że we Włoszech, zwłaszcza w małych miasteczkach i miejscowościach trzeba mieć oczy i uszy dookoła głowy. O południu Włoch już nie wspominając. Bo przepisy ruchu drogowego w prowadzeniu pojazdów Włochom bynajmniej nie przeszkadzają. Naród, który wymyślił T-shirty z narysowanym gotowym zapiętym czarnym pasem, by tylko nie zapinać tych prawdziwych i skutecznie zmylić policję, musi być kreatywny na drogach.
I faktycznie jest, oj jest! Dodajcie do tego wielbienie Ferrari, Lamborghini (nawet w stolicy, kiedy na ulicy zaparkowało Ferrari, od razu zostało obstąpione przez tłum wydający z siebie ochy i achy oraz robiący sobie zdjęcia na tle tego cuda), dodajcie Alfa Romeo i starego poczciwego Fiata zwanego pieszczotliwie topolino- myszką i Fiata znanego nam jako 126P - Włosi to fani motoryzacji nie znający się jednocześnie na przepisach i notorycznie je łamiący.
Parkuje się gdzie popadnie, to znaczy skąd jest bliżej do farmacia lub tabacchino, czyli do apteki lub kiosku. Najczęściej przed samym wejściem. Jeździ się pod prąd. Staje na środku i rozmawia przez okno auta z właśnie spotkanym kolegą jadącym w przeciwnym kierunku. Robi się korek i co z tego? W tym przypadku akurat Włosi się nie spieszą, cierpliwie poczekają. Kupuje się na złomie końcówki od pasów, wpina, by nam komputer pokładowy auta nie emitował denerwującego piszczenia, a i tak pasów nie zapinamy - wszak pasy to sprzysiężenie policji i producentów samochodów, by mieć pretekst do wyciągania mandatów. Klakson - na Sycylii trąbi się przez zakrętami, by ostrzec nadjeżdżającego z przeciwka, a że drogi są wąskie i faktycznie kręte, ciągle się słyszy trąbienie. Klakson może też służyć, by "zawołać" ragazza. Po co wychodzić z auta, jak można zatrąbić. Ragazza usłyszy i zaraz zejdzie. Miejsca pod własnym domem zaklepuje się drukując i malując podrobione napisy "Passo carrabile" (pas dla wozów odpowiednich służb) lub stawiając krzesełka na ulicy. I skoro taki Fancesco czy Guido mieszka al numero civico 9, nie może postawić swej rakiety dwa numery dalej, bo to już nie jego parking.
Cudny jest to temat, można by jeszcze długo pisać.
Reasumując: Drogi to pista - tor i jedna wielka Formuła1. Włoch to maestro del volante - mistrz kierownicy. Bardzo kreatywny i patrzący na przepisy inaczej. Nieważne, czy jeżdżący starym Punto czy wypasionym Ferrari. Samochód ma być przedłużeniem. Przedłużeniem młodości, przygody, beztroski, luksusu i czego tam jeszcze chcecie ;-) A co!
OMG! Pamiętam te krzesełka rezerwujące miejsca parkingowe :D Faktycznie, ja za nic nie odważyłabym się tam prowadzić :/ i jeszcze te akcje z parkowaniem. W budynku, w którym mieszkała moja siostra w bramie oczywiście wąskiej i przepięknie zdobionej parkowało jednocześnie kilku sąsiadów (jeden za drugim). Żeby wyjechać swoim autem często trzeba było wyparkować po kolei nawet trzy inne auta :D a wszyscy wrzucali kluczyki do skrzynki pocztowej! Czad!
OdpowiedzUsuńWłoskie realia drogowe są niczym czeski film :-) O ile na lokalnych drogach Sycylii nadal miałabym opory w prowadzeniu, o tyle autostrady nie mogę odżałować :-) Co do parkowania- sprawa jasna, dlaczego tam tyle smartów-wszędzie się wjedzie :-)
UsuńMoja kuzynka po 20 latach mieszkania w Australii, w czasie odwiedzin w Polsce, gdy była odwożona przez nas na lotnisko, mało nie umarła ze strachu widząc jak jeżdżą polscy kierowcy. Powiedziała, że na naszych drogach czuje się jak w grze komputerowej tylko drugiego życia się nie dostaje. A Twój post świetny! Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem i rozbawieniem:) Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńDobrze powiedziane - drugiego życia się nie dostaje. Jasne, nasi kierowcy nie są wcale lepsi. Włoskim się wiele wybacza, chyba z powodu klimatu. Włoskie w ogóle słońce pozwala na wybaczanie wielu niedociągnięć :-) I łagodzi często obyczaje- choćby taki kierowca, który w Rzymie na moich oczach wysiadł z auta na czerwonym świetle i poszedł sobie spokojnie do pobliskiej fontanny nalać wody do butelki. Światło zmieniło się w międzyczasie na zielone, jego auto zablokowało cała ulicę, a wszyscy spokojnie stali i czekali, bez wyzwisk czy popędzania. Ta strona włoskich kierowców bardzo mi przypadła do gustu :-)
Usuńumiesz Kochanie w ten mróz przywołać gorące wspomnienia !! Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńMusimy tam wrócić :-)
UsuńŚwietny post. Ja jestem zakochana w tym kraju! Pierwszy raz Cie odwiedzam ale nie ostatni Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie. Zajrzałam juz do Ciebie, a każdy blog, który mnie zainteresuje, czytam od samych początków. Mam więc u Ciebie co czytać i również bede zaglądać :-) Do przeczytania!
UsuńMoja mama zdecydowanie nie ma włoskich korzeni, a to pierwsze powiedzenie tak bardzo do niej pasuje;)))
OdpowiedzUsuńPytanie tylko, czy to przysłowie jest faktycznie włoskie, bo niby tak, ale jakoś do energicznych, w gorącej wodzie kąpanych żwawych Włochów mi nie pasuje. Oni zwalniają tylko w porze siesty :-)
UsuńPS. Twoja Mama ma rację :-)
Usuń