Długo przygotowywałam się do tego wpisu. Pomysłów miałam co najmniej tyle, ile mam zdjęć z pobytów w Wiecznym Mieście - setki. Po dłuższym namyśle doszłam jednak do wniosku, że historyczne fakty możecie sobie sami odnaleźć. Możecie sami pogłębić wiedzę o zabytkach, które Was szczególnie interesują, sami sprawdzić daty czy nazwy. Koloseum jakie jest - każdy widzi. Ja pokażę Wam Rzym w kilku kadrach. W kadrach, które składają się na klimat tego miasta. Bo większość z nas jest wzrokowcami i silniej do nas przemawiają obrazy właśnie.
Ile jest kościołów w Rzymie, ile ruin i tych wszystkich starożytnych wspaniałości - trudno zliczyć. Trudno też to wszystko zwiedzić. Bogactwo monumenti i chęć zobaczenia jak najwięcej miejsc może przytłoczyć i zmęczyć. Dlatego Rzym warto poznawać, odkrywać - nie zwiedzać. Zakochacie się. A Rzym tę miłość odwzajemni - wystarczy tylko otworzyć oczy na to, czego nie ma w przewodnikach. A takich miejsc, elementów krajobrazu jest pełno na każdym kroku.
Najlepiej odkrywać Rzym chodząc trochę bez celu, improwizując, gubiąc się w bocznych uliczkach i napotykając tam wspaniałe elementy architektury. Dać się ponieść nogom chowając na jakiś czas mapę. Zgubić się - tak!
Co się ukazuje naszym oczom ... ?
Urokliwe kołatki, ruiny wyrastające nagle nie wiadomo skąd, gra cieni na starych murach, kolory ochry, ciemnej zieleni, sieny, brązu skąpane w zachodzącym słońcu.
Co się ukazuje naszym oczom ... ?
Urokliwe kołatki, ruiny wyrastające nagle nie wiadomo skąd, gra cieni na starych murach, kolory ochry, ciemnej zieleni, sieny, brązu skąpane w zachodzącym słońcu.
Wyznania miłosne i mądrości życiowe pisane na murach ("Senza ali non si vola" - "Bez skrzydeł się nie lata"), epitety pod adresem Berlusconiego (Sei un pezzo di merda - darujmy sobie tłumaczenie).
Kłódki zawieszane na bramach, mostach (kluczyki wrzucane do Tybru jako symbol połączenia wieczną miłością) - zwyczaj wzięty z książki Federico Moccia "Ho voglia di te" - "Tylko ciebie chcę" - istna plaga dla służb miejskich, które muszą co jakiś czas ściągać te kilogramy żelastwa. Przy okazji ciekawostka - Słynny rzymski pisarz pełni aktualnie funkcję sindaco - burmistrza miasta Rosello (region Abruzzo).
Kłódki zawieszane na bramach, mostach (kluczyki wrzucane do Tybru jako symbol połączenia wieczną miłością) - zwyczaj wzięty z książki Federico Moccia "Ho voglia di te" - "Tylko ciebie chcę" - istna plaga dla służb miejskich, które muszą co jakiś czas ściągać te kilogramy żelastwa. Przy okazji ciekawostka - Słynny rzymski pisarz pełni aktualnie funkcję sindaco - burmistrza miasta Rosello (region Abruzzo).
Przepyszne lody, które nigdzie tak nie smakują jak we Włoszech.
Targ Porta Portese ze starociami, mydłem widłem i powidłem oraz podrabianymi - choćby torebkami (Signora - Gucci, Gucci! 60 Euro ! Odchodzę. 50 Euro! Kręcę głową na nie - 40 Euro! No, 20 Euro !!! - desperacja sprzedającego sięga zenitu).
Odczytywanie po włosku nazw ulic i vicoli - zaułków (ulica węży, ulica pokoju).
Słynny Calendario Romano - wydawany co roku kalendarz z przystojnymi modelami w sutannach. Dodam, że pozują prawdziwi księża :-) Fotografuje Piero Pazzi. To nie jest oficjalna publikacja Watykanu, kalendarz został jednak bardzo dobrze przyjęty przez katolików w Rzymie (i turystów oczywiście). Szkoda takich ciasteczek na celibat ;-)
Kalendarze z kadrami z Rzymskich wakacji. Kalendarze z Mussolinim.
Księża wyglądający jak z modowych okładek - ubrani w świetne ciuchy i w najnowszy model okularów ray ban - spieszący do Watykanu. Przy okazji zagadka - jakie państwo na świecie ma najlepszy wywiad? Izrael? USA? Rosja? A nie, bo Watykan właśnie ...
Znaki zodiaku na placu świętego Piotra (kłania się symbolika i teorie spisków z Aniołów i demonów Dana Browna). Sacrum i profanum obok siebie.
Rzym - drogie sklepy z ubraniami światowych projektantów, gdzie sukienka potrafi kosztować tyle, co średniej klasy auto.
Piękne, zgrabne vespy przywodzące na myśl film Rzymskie wakacje z Gregorym Peckiem i Audrey Hepburn. Moje ulubione vespy to te kawowe i czerwone :-)
Wszechobecne pstrokacizny masakryczne pod postacią kiczowatych pamiątek dla turystów (Koszulki z napisem I love Roma, gipsowe odlewy oraz szklane kule z Koloseum i padającym śniegiem - klasyk).
Bogacze wychodzący z naręczem toreb ze sklepów przy Via del Corso niedaleko Schodów Hiszpańskich i Piazza di Spagna (sklepy najsłynniejszych projektantów).
Żebrzący przy wejściach do kościoła imigranci.
Wszechobecne kolorowe smarty i topolino - stare fiaty 500 nazywane przez Włochów pieszczotliwie myszką.
Kontrasty.
Na każdym kroku spotkamy wspaniałości. I nie trzeba być znawcą, historykiem sztuki, by dostrzec piękno, duchowość, niezwykłe dzieła ludzkich rąk sprzed setek lat. Nie trzeba szukać - wszystkie niesamowite wspaniałości same nam się pchają przed nos i krzyczą - "Zobaczcie nas, zapamiętajcie, uwiecznijcie na zdjęciach!". Ale na to trzeba czasu. Samodzielnego pobytu. Zawsze współczułam wycieczkom Japończyków przeganianych z miejsca na miejsce. Oni dopiero po powrocie do domu oglądają na zdjęciach to, co zobaczyli. Albo nawet nie oglądają. A Rzym trzeba smakować, chłonąć powoli, stopniowo. Wieczności braknie, by go poznać!
Stop! Zasypałam Was zdjęciami. Słowa wydają się zbędne. Ciężko wybrać tylko kilka z setek wspaniałych obrazów... Same się pchają na bloga :-)
Rzymu się nie zwiedza, Rzym się odkrywa. My go odkrywamy i on się przed nami odkrywa. Powoli, uliczka za uliczką. Najlepiej poza obleganymi szlakami turystycznymi.
A jeśli piszemy o Rzymie, nie możemy zapomnieć o mieszkających w nim ludziach. O życiu koncentrującym się na piazza. Ale o dwóch niezwykle barwnych postaciach, które spotkałam na piazza właśnie i o ich historiach napiszę Wam w jednym z kolejnych postów. Teraz powstałby elaborat.
Apetyt zaostrzony, mam nadzieję :-)
Dziękuję mojemu Tacie, który udostępnił również swoje zdjęcia z naszego wspólnego pobytu w Rzymie w 2009 roku. Ci ritorniamo, spero bene!