Strony

sobota, 14 października 2017

Zadumanie o Drugiej Stronie


Październik sprzyja duchowym refleksjom. Myślom o przemijaniu, kruchości i ulotności życia. W październiku lubię przy płomieniach świec zadumać się nad przemijaniem i poczytać książki poświęcone tematowi śmierci. Dlatego niedawno sięgnęłam po pozycje poświęcone tak zwanej Drugiej Stronie - relacjom ludzi, którzy zajrzeli za zasłonę śmierci.

Zaczęłam od książki Theresy Cheung "Życie po śmierci naprawdę istnieje". To zebrane przez autorkę opowieści osób, które otarły się o śmierć lub przydarzyło im się (komuś z ich bliskich) coś niesamowitego, nie mającego żadnego logicznego wyjaśnienia. Autorka ciekawie opisuje te przypadki, nie ocenia, a jedynie wskazuje drogę do własnych wniosków. Uwrażliwia na świat duchowy i wielokrotnie podkreśla, że najważniejsze to mieć otwarte serce i umysł- one sprawiają, że zaczynamy dostrzegać różne znaki i sygnały będące dowodem na to, że śmierć to tylko przekroczenie pewnej granicy, za którą czeka nas wspaniałe drugie życie. Bo nasi bliscy odeszli z naszego świata, ale żyją dalej w innym, niedostępnym dla nas wymiarze. 

Do lektury zachęciła mnie między innymi symboliczna okładka. Relacje dzieci, relacje osób, które obserwowały siebie na sali operacyjnej czy w miejscu wypadku z góry, dziwne zdarzenia, których nie da się zamknąć w ramy dobrze nam znanej ziemskiej logicznej rzeczywistości. Relacje tysięcy ludzi z różnych kręgów kulturowych, różnych ras i wyznań, które są do siebie podobne. Jak to wytłumaczyć? Książkę pochłonęłam w dwa dni i nie będę zdradzać dokładnej jej treści. Napomknę tylko, że sama autorka doświadczyła interwencji siły wyższej, gdy jechała wiele lat temu samochodem i stała w korku za ciężarówkami. Nagle usłyszała w swojej głowie głos nieżyjącej od lat matki: "Skręć w prawo". Irracjonalny głos, który posłuchała autorka uratował jej życie - gdyby kobieta stała i czekała dalej za ciężarówką, zginęłaby na miejscu. Kierowca stojący za nią podjechał na zwolnione właśnie miejsce i niestety nie przeżył wypadku, do którego doszło niewiele później. Po takim doświadczeniu nic już nie jest takie, jakie było przedtem. Więcej w poniższej książce.


O ile dorośli mogą konfabulować, o tyle relacje dzieci, które zajrzały na Drugą Stronę zawsze przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Dzieci z natury są niewinne. Nie czytają książek o przeżyciach z pogranicza śmierci, nie oglądają filmów, więc nie mogą sugerować się opowieściami innych czy zobaczonymi w kinie obrazami. Przynajmniej nie maluchy, które jeszcze niewiele przeżyły. One szczerze opowiadają o swoich doświadczeniach. 

Jak mały Colton, który w wyniku zapalenia wyrostka robaczkowego doświadczył niesamowitej podróży do nieba. "Niebo istnieje...Naprawdę!" Lektura obowiązkowa zarówno dla wszystkch wierzących, jak i niewierzących. Po tej książce inaczej spojrzycie na temat religii, umierania, wyznań z całego świata i tego, co tak naprawdę na nas czeka po śmierci. Sam fakt, że chłopczyk dokładnie opisał, co robili jego rodzice, kiedy on miał operację. Fakt, że widział, co się dzieje w szpitalu i że widział w niebie swojego dawno już nieżyjącego dziadka (którego sam w ziemskim życiu nie poznał, bo dziadek zmarł wiele lat przed jego urodzeniem). 

Czterolatki potrafią wymyślać niestworzone historie - fakt. Czterolatki często mają swoich wyimaginowanych przyjaciół, co jest naturalnym etapem rozwoju - fakt. Colton jest synem pastora, więc nauki ojca mogły podświadomie przeniknąć do jego umysłu - fakt. Ojciec-pastor mógł manipulować synem - fakt. Jednak nie na tyle, by mały opowiadał o faktach z Biblii nigdy wcześniej mu nie znanych. Jemu się po prostu wierzy. Znów powraca kwestia otwartego umysłu i serca, które sprawiają, że można doświadczyć i zobaczyć coś więcej. Na podstawie książki został nakręcony film - koniecznie muszę obejrzeć.

A teraz relacja starszego chłopca. O Benie Breedlove przeczytałam kiedyś w internecie. "Kiedy zacznie się niebo?" to historia chłopaka, który od urodzenia cierpi na HCM - kardiomiopatię przerostową - w wielkim uproszczeniu to arytmia, niewydolność serca, które na skutek nieprawidłowej budowy źle pompuje krew. Chłopak szybko się męczy, słabnie, często traci przytomność. Lekarze diagnozują u niego chorobę, kiedy mały ma trzy miesiące i nie dają mu wiele czasu. Chłopak jednak żyje wiele lat i na swój sposób cieszy się życiem uprawiając nawet wakeboarding. Jego stan pogarsza się, kiedy ma kilkanaście lat. 

To opowieść o rodzicach rozdartych pomiędzy zaleceniami lekarzy, ograniczeniami, jakie narzuca choroba syna a pragnieniem, by przeżył on swój krótki czas na ziemi w pełni, realizując marzenia i doświadczając tyle radości, ile tylko jest to możliwie w takich okolicznościach. To wspomnienia szczęśliwych chwil nierozerwalnie związanych z tymi bolesnymi - wypełnionymi lekami, pobytami w szpitalu, wyrzeczeniami i czającym się gdzieś strachem oraz powracającym pytanem "Ile jeszcze?". 

Chłopak na siedem dni przed śmiercią, w grudniu 2011 roku nagrywa filmik, a jako tło muzyczne wybiera przejmującą piosenkę "Mad World" (to ten piosenkarz - Gary Jules, którego głos do złudzenia przypomina głos wokalisty R.E.M. - posłuchajcie sami). "Trochę mnie to bawi ... Trochę mnie to smuci ... Że sny, w których umieram ... Są najlepszymi, jakie miałem ..." - śpiewa swoim charakterystycznym głosem wokalista. Ben w filmiku przy pomocy kartek z tekstem przekazuje, co mu się przydarzyło podczas trzech minut, kiedy jego serce przestało bić, a ratownicy próbowali przywrócić go do życia. 

Nie zdradzę więcej. Chłopak zamieścił filmik krótko przed śmiercią, a kiedy zmarł, jego przesłanie poznał cały świat. Filmik miał rekordową ilość odsłon, a w Stanach przez długi czas dyskutowano o Benie, jego rodzinie i przesłaniu, które wzruszyło i dało nadzieję na życie po życiu milionom. Poszukajcie filmiku i obejrzyjcie go. Lektura książki dopełni całości.

Według lekarzy mózg funkcjonuje jeszcze kilkanaście sekund po śmierci. Przeżycia z pogranicza śmierci tłumaczone są niedotlenieniem mózgu, stresem, reakcją organizmu na bezpośrednie zagrożenie życia, ostatnim przejawem aktywności umierających neuronów. Jak jednak wytłumaczyć przeżycia chłopaka, który przez trzy minuty z medycznego punktu widzenia po prostu nie żył, był uznany za martwego, a jego serce zwyczajnie wtedy nie biło? 

Lekarze mogą szukać wytłumaczenia, ale nie znajdą, bo są na tym świecie rzeczy, których wytłumaczyć się po prostu nie da.

Ostatnią moją październikową lekturą powiązaną z tematem śmierci była książka "Z wizytą w niebie. Autentyczne relacje z zaświatów" autorstwa Johannesa Michelsa. To ponownie zbiór doświadczeń wielu ludzi w różnym wieku, różnego wyznania, pochodzenia i profesji. Wszyscy ci ludzie wrócili z zaświatów, by opowiedzieć, jak tam jest, czego doświadczyli i jak to zmieniło ich stosunek do życia. Znajdziecie tu relacje proboszcza, nauczyciela sportu, lekarza, jedenastolatki czy kabaretowego artysty. Czyli ludzi z różnych środowisk. 


Co oznaczają dla nas relacje tych ludzi?

Między zaświatami, a naszym ziemskim światem istnieją nierozerwalne relacje, a śmierć nie jest końcem. Boimy się śmierci, bo jest dla nas czymś nieznanym, niezbadanym, niezrozumiałym. Oznacza koniec, przynajmniej koniec życia w znanej nam formie. Jednak człowiek to coś więcej, to istota duchowa. 

"Jesteśmy istotami duchowymi doznającymi ludzkich przeżyć, a nie istotami ludzkimi doznającymi przeżyć duchowych" - pisze w swojej książce Theresa Cheung. 

Wiele jest lektur o tej tematyce, choćby jedna z najbardziej znanych książek "Życie po życiu" Doktora Raymonda Moody'ego" czy "Dowód. Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył niebo" Alexandra Ebena.

Sceptycy twierdzą, że ludzie ci piszą wszystkie te niestworzone historie dla pieniędzy, dla rozgłosu. Ja sądzę, że dają nam świadectwo, że śmierć nie jest końcem, i choć cierpimy rozstając się z naszymi Bliskimi, kiedyś ponownie ich spotkamy.

................................................................................................................

- Mamusiu, kim jest ta pani, która siedzi w fotelu i uśmiecha się do mnie?
- Córeczko, przecież tu nie ma żadnej pani.
- Nieprawda, jest, zobacz! Ma siwe włosy i zieloną sukienkę, a na kolanach trzyma rudego kotka.

Jakiś czas później mama dziewczynki w rozmowie z właścicielką mieszkania wynajmującą lokal małżeństwu z czterolatką:

- Mieszka nam się bardzo dobrze, mąż wczoraj uregulował płatności za zeszły miesiąc, dziś powinna pani mieć przelew na swoim koncie. Lokalizacja świetna, sąsiedzi sympatyczni. Tylko moja czterolatka ciągle opowiada o jakiejś siwej kobiecie w zielonej sukience siedzącej w fotelu i trzymającej rudego kota na kolanach. Chyba będę musiała umówić ją na spotkanie z psychologiem dziecięcym. Takie konfabulowanie nie jest chyba normalne i bardzo mnie niepokoi, co pani o tym myśli?

Chwila ciszy.

- Kobieta o siwych włosach z rudym kotem? Mieszkanie, które państwu wynajmuję należało do mojej dawno zmarłej babci. Bardzo często nosiła zieloną sukienką i uwielbiała przesiadywać ze swoim rudym kotem w tym właśnie fotelu. Naprawdę nie wiem, co powiedzieć. Przecież w mieszkaniu nie ma ani jednego zdjęcia babci, poza tym nigdy nie wspominałam państwu, kto tu wcześniej mieszkał. 

(...)

Historii takich jest wiele. A ja chyba obejrzę jeszcze w ramach październikowej zadumy po raz kolejny "Szósty zmysł".

Dobrego zadumania o Drugiej Stronie Wam życzę. 

1 komentarz:

  1. Totalnie nie moje klimaty! Nigdy w życiu bie obejrzałam żadnej horroru i wiem ze tego bie zrobię. Nie na moje nerwy! Podziwiam tych, ktorzy oglądają je jak reklamę. Naprawdę! Brrr....

    OdpowiedzUsuń